środa, 5 sierpnia 2015

Wezmę (nie)każdą pracę

Niedawno miałam być tajemniczym klientem w jednym ze znanych banków. Praca miała polegać na tym, że odwiedzam wyznaczoną placówkę banku (miałam tylko 3 dni do wyboru). Musiałam narzucić temat, zapamiętać niemal wszystko, co działo się w danym oddziale, od zachowań pracowników po kurz na blacie. I nagrać całe spotkanie na dyktafon. Następnie musiałabym przebrnąć przez wiele szczegółowych pytań (na które mogliby sobie sami odpowiedzieć przesłuchując nagranie). Za to wszystko 25 zł brutto. Zgodziłam się, ale kiedy zaczęłam się przygotowywać merytorycznie, zwątpiłam.
Nie wszystko to, co warto, opłaca się.
Nie wszystko się opłaca, co warto.
Poczułam, że nie chcę tam iść, nie za takie pieniądze, że nie czułabym się komfortowo, czułam opór i wewnętrzny hamulec. Postanowiłam odpuścić sobie te jednorazowe zlecenie.

Jeszcze kilka lat temu w ogóle nie brałabym pod uwagę, że mogę nie przyjąć jakiejkolwiek (moralnej) propozycji zarobienia pieniędzy. Sprawą drugorzędną było ile zarobię, ważne, że był to jakiś wpływ na moje konto.

Dzisiaj cenię sobie zgodę z samą sobą, poczucie, że wykonując daną czynność jest ona zgodna z tym, co uważam za słuszne. Może nie tyle słuszne, co uczciwe. Można wziąć bułkę z podłogi i upiec ją, nikt nie widział, ale czy ja się z tym dobrze czuję? Czy czuję się dobrze wydając za mało starszej pani? I tak nie zauważy, przecież zawsze nadstawia portfel, żeby wrzucić resztę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz